hodowla świń
Rolnictwo

Szkodliwa konkurencja z USA

Trwa już od kilku lat, zagrażając ludziom, przyrodzie i gospodarce. Skutki, zasięg i mechanizm jego rozprzestrzeniania się zostały, w znacznej mierze, rozpoznane i ujawnione.

Uczynili to dziennikarze „Głosu Koszalińskiego”, „Głosu Pomorza”, „Nowego Plonu”, „Nie”. Ale – co zdumiewające – zebrane przez nich informacje nie znalazły odzwierciedlenia w publikacjach tytułów prasowych i mediów elektronicznych skłonnych do nagłaśniania spraw o wiele mniejszej wagi. Nie ma też wiarygodnych wiadomości o tym, aby ten świński problem spotkał się z przeciwdziałaniem ze strony instytucji i organów powołanych do czuwania nad ochroną środowiska naturalnego i przestrzegania prawa.

Ekspansja ferm wielkoprzemysłowej hodowli świń made in USA – rozpoczęła się od województw wielkopolskiego i zachodniopomorskiego. Później przystąpiono do lokowania ich w woj. warmińsko-mazurskim. W błyskawicznym tempie przygotowuje się na ich potrzeby chlewnie, obory, owczarnie, królikarnie, pozostałe po Państwowych Gospodarstwach Rolnych. Wielkie fermy świńskie, w najdosłowniejszym tego słowa znaczeniu „czuje się” już w Więckowie, Kiszkowie, Nalepie koło Świdwina, Czaplinku, Bykowie koło Kętrzyna, Derendapie koło Olsztyna, Radkiejnach koło Gołdapi. Mają powstać w gminie Połczyn Zdrój, Byszkowie (gmina Czaplinek), Żeńsku (gmina Wierzchowo), Gonnym Małym (gm. Barwice), Czechach (gm. Grzmiąca). Ich ekspansja następuje w okolicach niezwykle atrakcyjnych przyrodniczo, turystycznie, uzdrowiskowo (m.in. na terenie i w okolicach Drawskiego Parku Krajobrazowego). Zagrażają usytuowanym w pobliżu domom mieszkalnym, szkołom i innym obiektom (na przykład chlewnia w Nalepie). Podobnie w rejonie Gołdapi.

Mieszczą od kilku do kilkunastu tysięcy tuczników. W niektórych fermach ma się ich znaleźć nawet kilkadziesiąt tysięcy. A docelowo przedsiębiorczy inwestorzy zamierzają utworzyć chlewnie dla 300 tys. macior (które wydadzą na świat około 5 mln prosiąt).

Zwierzęta w tych fermach trzymane są w ciasnych, betonowych lub metalowych klatkach rusztowych. Masy oddawanego przez nie kału i moczu odprowadza się do otwartych zbiorników, a następnie rozpryskuje się po polach lub wlewa do zbiorników wodnych. Dla osiągnięcia szybkiego przyrostu żywca stosuje się antybiotyki, hormony wzrostu i laktacji, pasze wysokobiałkowe. Mięso i jego przetwory pochodzące z takich hodowli są – przed czym ostrzegają eksperci – niebezpieczne dla konsumentów. Dr Agnes Van Volkenburgh, znawca chorób świń z Instytutu Ochrony Zwierząt z Chicago napomina: „Jedzenie mięsa pochodzącego z przemysłowych ferm (a ekspansja takich właśnie ferm trwa w Polsce – S.A.) spowodowała w USA nieprawdopodobny wzrost chorób. Listeria, salmonella, bakterie e-coli zaatakowały ludzi i zwierzęta. Aby im zapobiec mięso pochodzące z wielkich ferm zaczęto napromieniowywać. Jakie będą tego skutki – wkrótce się przekonamy. Amerykanie nie mają wyboru –muszą jeść to, co jest w sklepach. Z czasem was (Polaków – S.A.) też to czeka”.

Korzyści, jakie miały dla mieszkańców okolicznych miejscowości wynikać z zatrudnienia w tych fermach też okazały się iluzoryczne – nie wymagają one zbyt licznej obsługi, np. fermę w Więckowicach, gdzie hoduje się 18 tys. sztuk trzody chlewnej obsługuje zaledwie 5 osób. Należy do nich nie tylko karmienie i sprzątanie, ale również leczenie tych zwierząt. Jest ono niezwykle uproszczone.

Polega na tym, że pracownik chlewni aplikuje zwierzęciu lek z zestawu przypisanego do danego punktu na schemacie określającym ognisko i objawy choroby. Lekarz weterynarii pojawia się raz na kwartał, głównie dla uzupełnienia dokumentacji i medykamentów. Fermy, w takich warunkach, wytwarzają obficie również padlinę. W fermie w Bykowie tylko w ciągu 6 miesięcy padło 1760 świń, a Radkiejnach 641. A – jak wynika z informacji prasowych hodowca jeszcze na początku 2003 roku nie miał umowy z zakładem utylizacji padliny i nie wiadomo w jaki sposób ją unieszkodliwiał. Mazurski lekarz weterynarii, Leszek Masłowski, skarżył się, że „dyrektor produkcyjny Simon Gray uważa, że nie obowiązują go polskie normy weterynaryjne i farmaceutyczne. Gdy zażądałem prowadzenia monitoringu mięsa na obecność hormonów i antybiotyków, odmówił”.

Taka hodowla rujnuje nie tylko liczne polskie gospodarstwa rolne, które nie są w stanie konkurować z tanią wielkoprzemysłową hodowlą, niszczy zdrowie ludzi i dewastuje środowisko naturalne, ale również sprawia zbyteczne cierpienie zwierzętom.
Do niszczenia środowiska naturalnego przyczynia się przede wszystkim masa gnojowicy produkowanej przez tak ogromną ilość zwierząt.

Według dyrektora Zarządu Melioracji Wodnych w Olsztynie, Henryka Dzioby w rejonie Gołdapi przy pagórkowatym terenie (Mazury Garbate) nadmiar gnojowicy wypełni różnego typu oczka i zacznie spływać do rzeki Jarki, a dalej do jeziora Gołdap i do Kaliningradu. Mogą nam grozić międzynarodowe sankcje. A przecież zabiegamy o wejście do Unii Europejskiej, gdzie przemysłowy tucz i utrzymywanie zwierząt na rusztach jest prawnie zakazane.
Według właściciela sanatorium „Wital” w Gołdapi, Ryszarda Tymofiejewicza – „Oni (właściciele ferm – S.A.) chcą zarobić, a nam pozostawić smród i zdegradowane środowisko”.

Ponad 90 proc. mieszkańców Gołdapi opowiada się przeciw fermom. Zatrudnią najwyżej kilkadziesiąt osób, tymczasem w sanatorium pracuje 120 osób i pośrednio żyje z niego 200 – 300 osób. Krytycznie o fermach wypowiedzieli się też eksperci z Uniwersytetu Warszawskiego. Oni też zwrócili uwagę na zagrożenia dla środowiska na pograniczu polsko-rosyjskim, w tym Puszczy Rominckiej i wybrzeża Bałtyku w okolicach Kaliningrad.

Inwazję trucicielskich ferm świńskich na terenie Polski zapoczątkowało zakupienie przez amerykański koncern Smithfield Foods w 1999r akcji Animexu, drugiej co do wielkości firmy zajmującej się w Polsce przetwórstwem mięsa. W Polsce koncern rozwija swoją niszczycielską działalność wykorzystując powołaną do tego spółkę Priama na Pomorzu Zachodnim.

Ekspansja firmy Smithfield Foods mimo zgubnych dla środowiska działań trwa i nie pomagają protesty mieszkańców, rolników, ośrodków leczniczych i turystycznych, także mimo wyraźnej sprzeczności z zasadami, o których mówi Konstytucja, odnoszącymi się do zrównoważonego rozwoju, a przecież podobno żyjemy w państwie prawa i propagujemy rolnictwo ekologiczne.

Czy poruszone tu problemy zainteresują kompetentne osoby, którym powierzono troskę o przestrzeganie prawa i ochronę środowiska?

W USA koncern nie miał już nadziei na zyski: został ukarany największą w historii grzywną za wielokrotne naruszenia Aktu Czystości Wody, począł więc lokować swoje interesy w Brazylii, Meksyku i w Polsce.

Tekst: Stanisław Abramczyk (wpis archiwalny z 2004r.)

Foto: Hans / pixabay

Ilona to autorka i ekolog, absolwentka studiów z dziedziny ochrony środowiska. Jako wegetarianka z pasją do roślin, w szczególności do swojej kolekcji monster, i kundelkiem Waflem u boku, Ilona pisze inspirujące i naukowo poparte artykuły. Jej teksty oferują praktyczne rady i spostrzeżenia na temat zrównoważonego życia i wpływu na środowisko. 🌱🐾